Na początku chciałem przeprosić wszystkich fanów serii Heroes of Might and Magic, z serią miałem kontakt jedynie pobieżny i raczej rozrywkowy, więc mogę trochę mieszać. O ile pamięć mnie nie myli, jedną z postaci było Zombie (a może zmutowane zombie albo mumia?).
Zombie = turysta (muchy)
Postać ta charakteryzowała się muchami latającymi dookoła niej. Od chwili, gdy zobaczyłem stosowną animację, używałem określenia turysta. Dlaczego? Z uwagi na roje much, które nad wędrowcami lubią się unosić. Jeśli ktoś ma błyskotliwą uwagę typu trzeba się myć, to zapraszam na szlak przy temperaturze bliskiej 30 stopniom, gwarantuję, że przy trzeciej godzinie trasy wszelkie ślady po cywilizacji (w sensie - po korzystaniu z prysznica/wanny) ulegną starannemu zatarciu.
Dlaczego o tym piszę? Dziś, korzystając z nadarzającej się okazji, wybraliśmy się na Mogielicę. Tak, dziś, w poniedziałek. To jedna z zalet porzucenia świata korporacji. Pierwotnie w planach był Turbacz, ale jakoś pogoda wyglądała podejrzanie, więc wybrana została krótsza trasa. W każdym razie w pewnej chwili zostaliśmy oblężeni przez muchy. Wyglądało to mniej więcej tak:

Pamiętam jednak kilka gorszych sytuacji, głównie z Beskidu Niskiego, między innymi z wyprawy na Piotrusia, która zresztą obfitowała w różne inne atrakcje, wynikające głównie z atrakcji tradycyjnej: chyba się zgubiliśmy (ta wyprawa miała miejsce jeszcze przed poprowadzeniem tam szlaku). Inne pełne much wyprawy, to choćby trasa z Folusza do Radocyny przez Konieczną, ale to były czasy, po których mi już tylko "i" zostało (gdy byłem piękny i młody) :P
A o muchach i komarach napisano niejedną piosenkę... Zwłaszcza taką jedną :)