Skoki narciarskie podobają mi się odkąd pamiętam. Pamiętam, jak skoczkowie wyjeżdżali z budki i na rozbiegu dopiero trafiali (albo i nie) w tory, potem jak startowali z belki. Pamiętam jak wszyscy skakali stylem klasycznym, potem okres przejściowy. Patrzę na skoki (albo same wyniki) też teraz. Od kilku lat mamy Małysza, który należy do światowej czołówki. Wraz z jego sukcesami popularność skoków w naszym kraju zwiększyła się niepomiernie. Wczoraj był pierwszy w sezonie konkurs, drużynowy. Nie wyszedł najlepiej dla naszej drużyny. I co? Oczywiście pojawiły się stada ekspertów, którzy wiedzą co jest nie tak. Pojawiły się też komentarze odnośnie występu naszej drużyny. I tradycyjnie pojawiły się "wielkie słowa": katastrofa, kompromitacja, (...). Gdy Adam albo Kamil stawali na najwyższym stopniu podium, także używane do opisu tej sytuacji słowa, były wyolbrzymione: deklasuje rywali, miażdży... Czyżby w ten sposób tysiące frustratów dowartościowywało się? Chcieliby kogoś zmiażdżyć albo zdeklasować, ale w swojej przeciętności mogą co najwyżej przypatrywać się innym? A gdy ich "avatar" nie spełnia oczekiwań, odcinają się od niego i stają najostrzejszymi krytykami. Wszak czyjeś niepowodzenie podbudowuje, bo jest czyjeś. Można się dowartościować... Może więcej umiaru, stoicyzmu. I przede wszystkim szacunku, do czyjejś ciężkiej pracy.
Ciąg dalszy "Dziwny z nas naród" »Saturday, December 1. 2007
Thursday, November 29. 2007
Monday, November 26. 2007
Saturday, November 24. 2007